Mówicie o ambicjach. Jak podpytywałem o Was na
Akademii to mówiono, że jesteście ambitne chłopaki. Jakie są wasze ambicje?
A: Chciałbym
dalej mieć możliwość działania w taki sposób jak dotychczas. Natomiast nie mam
konkretnych planów poza dyplomem który mnie czeka. Chce po prostu tworzyć nowe
prace, by, usunąć je z głowy. Pozbycie się jednego pomysłu robi miejsce dla
kolejnych trzech. Sprawia to, że staję się bardziej spostrzegawczy i wnikliwy,
trochę bardziej wyczulony rozwija to mnie samego jako człowieka. Ostatnie pięć
lat było dla mnie dużym rozwojem emocjonalnym. Traktuję sztukę bardziej
egoistycznie mimo, że ważne jest dla mnie by pokazywać prace i konfrontować je
z odbiorcą to jest to specyficzny rodzaj terapii dla mnie samego.
S:
Myślę, że jeśli ktoś zatrzyma się nad moją twórczością i spróbuje przebić się przez warstwę
wizualną i zastanowi się nad treścią to
będę zadowolony.
Ambicja idzie w parze z celem. Jakie macie cele?
Małe, większe? W czerwcu kiedy się obronicie możecie się obudzić z ręką w
nocniku...
A: Czekamy
z niecierpliwością (przekąs połączony z ironią, a potem wspólna salwa śmiechu),
Bardzo ciężko mi tak dywagować na sucho, bo nie jesteśmy w tej sytuacji
Ale ten moment nieubłaganie się zbliża..
A:
Możemy sobie wyobrażać z czym się spotkamy, ale spotkamy się z zupełnie czymś innym. Osobiście skupiam się
na małych celach. Każda praca jest dla mnie takim małym celem. Nie chcę
planować, bo jest to dla mnie zbyt płynna sprawa, by podjąć jakąkolwiek
decyzję, która mogłaby się sprawdzić w 100%. To jest jak pusta dywagacja a
rzeczywistość weryfikuje wszystko doskonalej niż jesteśmy w stanie sami to
zrobić.
S:
Robimy co możemy i zobaczymy co będzie...
Kolejny cytat:
„Staramy się unikać bezpośrednich odniesień do wiedzy powszechnej” Do
czego się odnosicie? Mówiliśmy już o popkulturze
S: To
Adam napisał, niech on się tłumaczy
Wasz tekst brzmi dobrze, ale czasami zbyt gładko,
ma czasami puste miejsca...
A:
Dobrze... (lekko zniecierpliwiony głos)
Spokojnie..
A:
Wcale jest tak, że jestem zdenerwowany i mam zamiar Ci za chwilę przywalić
(śmiech)
Bartek Buczek mi już mówił...
S: Ten
słabeusz? (śmiech)
Dla wyjaśnienia sytuacji
historia walki Laski z Buczkiem z dwóch perspektyw.
Wersja Adama Laski:
Piekielna
"gilotyna" - decydujące starcie
Historia jest iście mityczna. Był na nas taki chłopak Bartek Buczek, siał postrach na uczelni, na jego widok wszyscy spuszczali wzrok a rozmowy cichły, wiesz.. w takiej chwili słychać nawet lecącą muchę! Co jakiś czas wybierał sobie ofiarę która miała z nim stoczyć pojedynek w ramach WTWM (wielkiego turnieju walk malarzy). Z tego co pamiętam oprócz mnie tego pecha miał również Marek Rachwalik widziałem go potem na obronie co świadczy, że udało mu się jakoś przetrwać tą próbę. Pewnego dnia wchodząc do sali natknąłem się na Szymona Szewczyka rozmawiającego z... Bartkiem. Niefartownie dla mnie rozmowa zeszła na temat WTWM. Ten bezlitosny oprawca wymachiwał pięścią przed oczami Szymona, jednak gdy tylko wszedłem do pracowni jego wściekły wzrok błyskawicznie spoczął na mnie. Przyznam Ci szczerze, że z początku mnie zmroziło a w nogach miałem uczucie jakbym stał po pas w gęstej, zimnej mazi - tak, to chyba obrazowe. Miałem to szczęście zaznajomienia się wcześniej z paroma technikami walki w parterze, co wydawało się jeszcze bardziej motywować Buczka do pokazania kto tu rządzi. Rozsunęliśmy więc sztalugi po kątach i podeszliśmy do siebie mierząc się wzrokiem. Bartek był spokojny, pewny siebie, co jakiś czas dało się się zauważyć wolno pulsującą krew w wielkiej żyle na jego skroni. Zasady były jasne zarówno dla mnie jak i dla niego, tu nie było miejsca na pomyłkę. Walki WTWM zawsze są tajne, zwykle unika się świadków. Zapytasz mnie skąd więc ludzie znają przebieg walki... proste: po efektach, złamaniach, podbitych oczach, rozbitych nosach. Z początku walka była wyrównana. Tarzaliśmy się po całej sali, solidnie przy tym froterując podłogę. Technika za technikę, chwyt za chwyt, pojedynek pomimo szybkiego tempa nie zdawał się zmierzać do rozstrzygnięcia. W pewnym momencie Bartek rozluźnił się co umożliwiło mi błyskawiczną akcję. Rzuciłem się jak puma po głowę rywala zapinając w mgnieniu oka klamrę na jego szyi. Powiesz pewnie: no to koniec! Ale chyba nie doceniłbyś Buczka. Mimo że trzymałem jego głowę, napiął swoje stalowe mięśnie ud (tu warto dodać że godzinami trenuje je na rowerze) i wyrwał się ku górze unosząc mnie wysoko nad głową a następnie z impetem rzucił o ziemię w nadziei, że puszczę uchwyt. Ostry ból przeszył moje plecy od bioder w górę a na twarzy ukazało się milion zmarszczek z dystansu przypominających miniaturę Wielkiego Kanionu... ale moje ręce nie puściły chwytu. W taki sposób Bartek stracił pozycję zabijaki i coraz rzadziej przychodził na uczelnie aż w końcu zupełnie zniknął.
Plecy bolały mnie jeszcze przez 4 miesiące.
Historia jest iście mityczna. Był na nas taki chłopak Bartek Buczek, siał postrach na uczelni, na jego widok wszyscy spuszczali wzrok a rozmowy cichły, wiesz.. w takiej chwili słychać nawet lecącą muchę! Co jakiś czas wybierał sobie ofiarę która miała z nim stoczyć pojedynek w ramach WTWM (wielkiego turnieju walk malarzy). Z tego co pamiętam oprócz mnie tego pecha miał również Marek Rachwalik widziałem go potem na obronie co świadczy, że udało mu się jakoś przetrwać tą próbę. Pewnego dnia wchodząc do sali natknąłem się na Szymona Szewczyka rozmawiającego z... Bartkiem. Niefartownie dla mnie rozmowa zeszła na temat WTWM. Ten bezlitosny oprawca wymachiwał pięścią przed oczami Szymona, jednak gdy tylko wszedłem do pracowni jego wściekły wzrok błyskawicznie spoczął na mnie. Przyznam Ci szczerze, że z początku mnie zmroziło a w nogach miałem uczucie jakbym stał po pas w gęstej, zimnej mazi - tak, to chyba obrazowe. Miałem to szczęście zaznajomienia się wcześniej z paroma technikami walki w parterze, co wydawało się jeszcze bardziej motywować Buczka do pokazania kto tu rządzi. Rozsunęliśmy więc sztalugi po kątach i podeszliśmy do siebie mierząc się wzrokiem. Bartek był spokojny, pewny siebie, co jakiś czas dało się się zauważyć wolno pulsującą krew w wielkiej żyle na jego skroni. Zasady były jasne zarówno dla mnie jak i dla niego, tu nie było miejsca na pomyłkę. Walki WTWM zawsze są tajne, zwykle unika się świadków. Zapytasz mnie skąd więc ludzie znają przebieg walki... proste: po efektach, złamaniach, podbitych oczach, rozbitych nosach. Z początku walka była wyrównana. Tarzaliśmy się po całej sali, solidnie przy tym froterując podłogę. Technika za technikę, chwyt za chwyt, pojedynek pomimo szybkiego tempa nie zdawał się zmierzać do rozstrzygnięcia. W pewnym momencie Bartek rozluźnił się co umożliwiło mi błyskawiczną akcję. Rzuciłem się jak puma po głowę rywala zapinając w mgnieniu oka klamrę na jego szyi. Powiesz pewnie: no to koniec! Ale chyba nie doceniłbyś Buczka. Mimo że trzymałem jego głowę, napiął swoje stalowe mięśnie ud (tu warto dodać że godzinami trenuje je na rowerze) i wyrwał się ku górze unosząc mnie wysoko nad głową a następnie z impetem rzucił o ziemię w nadziei, że puszczę uchwyt. Ostry ból przeszył moje plecy od bioder w górę a na twarzy ukazało się milion zmarszczek z dystansu przypominających miniaturę Wielkiego Kanionu... ale moje ręce nie puściły chwytu. W taki sposób Bartek stracił pozycję zabijaki i coraz rzadziej przychodził na uczelnie aż w końcu zupełnie zniknął.
Plecy bolały mnie jeszcze przez 4 miesiące.
Wersja Bartka Buczka:
"Laska Adam? Nie
znam, nigdy o nim nie słyszałem, nigdy się z nim nie biłem, plotki o mojej
przegranej są mocno przesadzone, a jego umiejętności w walce w parterze
przeceniane, chcesz się sprawdzić?!"
c.d.n
W następnym odcinku
dowiemy się w końcu o co chodzi w tym zdaniu i do czego się odnoszą w swojej
wystawie Szewczyk i Laska i jakie są słowa klucze (jeśli są) dla tej wystawy.
Zdjęcie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Rze%C5%BAba_lew_czuwaj%C4%85cy_w_Gliwicach
Zdjęcie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Rze%C5%BAba_lew_czuwaj%C4%85cy_w_Gliwicach
0 komentarze:
Prześlij komentarz